Życie emeryta w Polsce
W przeciągu ostatnich lat, coraz więcej osób w podeszłym wieku, zajmuje się roznoszeniem gazet, ulotek, sprzedażą krakowskich obwarzanek. Z czego wynika fakt, że zamiast odpoczywać na emeryturze, pracują? Czy problem tkwi w niskich emeryturach, a może w błędnym postrzeganiu emerytury?
Pracujący emeryt
Co poniedziałek i czwartek w okolicy krakowskiego Centrum Kongresowego spotykam sympatycznego 72-letniego Pana, rozdającego gazetę „Metro”. Ilekroć obok niego przechodzę, odczuwam dziwny smutek, że muszę żyć w kraju w którym na emeryturze trzeba pracować. W kraju w którym rząd lekceważy osoby starsze, skazując je na życie w nędzy, za minimalne pieniądze. Podczas gdy w innych krajach emerytów stać np. na to by wyjechać na wakacje. W rzeczywistości jednak okazuje się, że zbyt pochopnie oceniam sytuację. Gdy pytam go dlaczego pracuje, odpowiada, że po prostu chce czuć się potrzebny.
I choć jego godzinna stawka to 6 złotych, i mimo, iż nie ma już tyle sił i zdrowia co dawniej, wciąż emanuje radością. Jedyne co mu przeszkadza, to fakt, że kiedy pada deszcz lub śnieg, gazety zaczynają się lepić lub kiedy ktoś woła na niego z drugiego końca ulicy, żeby dał gazetę, on nie może szybko dobiec. W pracy spotyka mnóstwo ludzi, może z kimś porozmawiać i choć nie jest to praca marzeń, jest zadowolony, że ma możliwość przebywać wśród innych. Nie chce siedzieć w domu i marnotrawić czasu na oglądanie telewizji i użalanie się nad resztką swojego życia. W młodości był stewardem,a aktualnie jego emerytura wynosi ponad 2000 złotych. Więc jak na polskie realia to bardzo dużo, w porównaniu do osób mających emeryturę w wysokości niecałych 900 złotych miesięcznie.
Przykład ten pokazuje, że emeryci chcą na emeryturze uczestniczyć w życiu społecznym. Nie chcą być odsuwani i odstawiani jak coś zużytego i bezwartościowego. Współcześnie starsze osoby, potrzebują mieć swoje miejsce w świecie, nie docenia się ich energii i pragnienia życia. Wysyła się je na emeryturę i nie myśli o się o nich jako o przydatnych dla społeczeństwa, tylko jak o osobach, które są niepotrzebne i nieużyteczne społecznie.
W Polsce emerytura nie kojarzy się pozytywnie, jako czas, kiedy można odpocząć. Zrealizować swoje plany i rozwijać zainteresowania. Tylko jako moment w życiu, kiedy zostajemy wyrzuceni poza społeczeństwo zdrowych, cennych ludzi. Rzadko kto chcę przechodzić na emeryturę, gdyż wie, że będzie mniej zarabiać i że jego całe dotychczasowe życie runie, a przecież budował go od tak wielu, wielu lat. Nikt przecież nie dba o to, żeby emeryci mieli możliwość spędzania wolnego czasu np. na różnego rodzaju kulturalnych wydarzeniach, kursach, zajęciach, które nie tylko dawałyby im poczucie bycia ważnym, ale także pozwalałyby uczestniczyć w życiu społecznym i w dalszym ciągu się rozwijać.
Starszy Pan informuje mnie, że większość emerytów szuka jakiegokolwiek zajęcia, żeby tylko nie siedzieć w domu. Otwierają warzywniaki, inne małe firmy, które mają być dla nich wybawieniem od społecznego wykluczenia.
Mówi, że nie rozumie współczesnych młodych Polaków, którzy wciąż narzekają i skarżą się, że nie nikt się z nimi nie liczy, że skazani są na bezrobocie. Praca jest, tylko młodym się nie chce pracować i są wybredni.
A przecież nikt od razu nie został prezesem. Do celu zawsze trzeba iść małymi kroczkami – mówi.
Wszystko ma dwie strony – nie każdy emeryta może pracować, nie każdego stać na życie
Nie wszyscy mają jednak taką motywację i tyle zdrowia by zwyczajnie pracować. Niejednokrotnie spotyka się osoby starsze, proszące o pieniądze na lekarstwa, czy jedzenie. Ich emerytury wynoszą po kilkaset złotych, często są samotni i nie mają kogo poprosić o pomoc. Na krakowskich plantach, na jednej z ławek prawie codziennie siedzi starszy Pan, w domowych pantoflach, z małą karteczką i głową spuszczoną w dół. Na jednej z ulic mijam innego emeryta, który stoi pod ścianą, też z kartką i odnoszę wrażenie, że chciałby zapaść się pod ziemię, że modli się, aby nikt go nie zauważył, ale jednocześnie pragnie, żeby ktoś się nad nim zlitował i pomógł mu kupić lekarstwa, na które go nie stać. Zawsze ma ze sobą wszystkie recepty, które podtrzymują w nim życie. Co czują tacy ludzie i gdzie jest społeczna odpowiedzialność i solidarność? Oni żeby żyć muszą przełamać wstyd i dumę, aby wyjść na ulicę i prosić innych o pomoc. I czy tu nie nie kończy się granica powiedzenia, że „każdy musi sobie radzić sam” ?
Coraz bardziej stajemy się społeczeństwem otwartym, nowoczesnym. Rząd stara się sprawiać wrażenie, że zależy mu na dobru obywateli, że jednostka jest najważniejsza. Jednak kiedy na chłodno spojrzymy na rzeczywistość, okazuje się, że wciąż tkwimy mocno w kapitalizmie o mało ludzkiej twarzy. Nikt nie liczy się ze społeczeństwem i jego potrzebami. Jesteśmy ważni kiedy wypracowujemy normę, gdy napędzamy gospodarkę, gdy sami walczymy między sobą, aby zdobyć pracę, utrzymać rodzinę, żyć na dobrym poziomie, gdy jesteśmy zdrowi. Jednak kiedy kończy się nasza życiowa kariera lub kiedy stajemy się niezdolni do pracy, nagle stajemy się nikim w społeczeństwie.
Mówi się, że utrzymanie emerytów kosztuje budżet około 14,4 mln miesięcznie. Nikt jednak nie pamięta, że to właśnie oni przez całe życie budowali gospodarkę, mieli swój wkład w rozwój kraju, jego dobrobytu. To z ich pensji ściągano podatki, składkę emerytalną. Zatem to oni własnoręcznie zarobili na swoje emerytury, a teraz jedynie otrzymują to, co dali na przechowywanie państwu.