Wypadki chodzą po ludziach

Niskiego wzrostu, stare, znoszone jeansy, ciepła kurtka. Skulony siedzi na schodach. Trzyma kawałek tektury, z napisem „Dla mojej córeczki Kingusi”. Wzrok wbity w ziemię. Za każdy grosz wrzucony do plastikowego kubka dziękuje.ręce które lecząFoto: Thinkstock/ zdjęcie pochodzi ze strony wiadomości.onet.pl
Siedem miesięcy temu, Kinga Czarnik, jechała z chłopakiem na motorze. Stracił panowanie, uderzył w balustradę przy drodze. Przeżyli. Diagnoza lekarska dla Kingi: uszkodzony rdzeń kręgosłupa. Operacja. Jedna po drugiej. Dalej nic. Dziewczyna nie czuje nóg. Nie może sama siedzieć, chodzić.Jej codzienność to walka o dawne życie. Krok do przodu. Powoli. Jeden, potem drugi, trzeci. Są łzy i ból. Codzienna rehabilitacja kosztuje 5000 zł. Pan Krzysztof, tatuś, zarabia 1500 zł miesięcznie, jako zbrojarz. Co tydzień, przyjeżdża do Krakowa. 70 kilometrów od Porębki, swojego domu. Siada na schodach, na ulicy Siennej. Patrzy w ziemię i dziękuje.

Pytam go:

 

-Jada Pan coś? Kupuje Pan coś do jedzenia z tych pieniędzy?

-Nie! To dla mojej córeczki. Bogu ofiaruję post. Nic nie jem. Ona potrzebuje tych pieniędzy.

-Ile dzienni Pan nazbiera?

-Bywa różnie. Zdarzy się 150 zł. Dwa razy miałem 20 i 20 zł. I mi zabrali.

-Kto zabrał?

-Wie Pani, Ci co na chleb zbierają, a potem wódkę kupują.

-I co Pan zrobił ?

-Nic. Jeszcze by mnie pobili. Nic nie mówiłem. Wzięli i poszli.

Teraz Pan Krzysztof od razu chowa. Trzyma w starej kurtce. W kieszeni, blisko serca. Tatuś będzie zbierał dopóki będzie trzeba.

Daje mu bułki. Nieśmiało je i mówi:

-Wie Pani, wypadki chodzą po ludziach. Takie życie.  Latem zmarła mi żona. Rak krtani.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *